Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 108.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To heca! Pavoncello... Pawlinuszka... Boisz się?
— Jeszcze jak!
— Ja też.
Położyła mu rękę na ustach i z gestem iście katowskiej groźby kazała milczeć. Milczał. Nie trudno było zresztą milczeć, patrząc na tę kobietę, odzianą w przejrzystą pajęczynę nocnego stroju. Ernesto zaczął pociągać jednę połowę tego stroju i wydobywać na światło elektryczne śnieżno-białe ramię. Odpędzała go, ile mogła, wciąż na straszne drzwi wskazując. Tam, za temi drzwiami jeszcze rozmowa trwała. Lecz oto znagła, raptownie ucichła.
— Emieljanow poszedł... — szepnęła Zinaida. — Teraz najgorsza chwila. Teraz! Pavoncello, — teraz!
— Dlaczego teraz?
— Ernesto! Ernesto! — odpowiedziała, przyciskając się do niego.
W istocie, było czego lękać się i trwożyć. Rozległo się lekkie, a jednak wyraźne stukanie we drzwi. To Szczebieniew pukał do pokoju małżonki. Zina spytała po francusku?
— Michel, czy to ty?
— Ja, mój aniele.
— A co?
— Czy można wejść?
— Nie! Nie! Broń Boże!
— Dlaczego, mój aniele?
— Znowu migrena.
— Migrena... Znowu?
— Straszna migrena! — mówiła Zina, ściskając konwulsyjnie rękę Ernesta.
— Może mógłbym pomóc ci w czemkolwiek? Może