Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 087.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nałość potraw była tak wszechmocna, że go smak jedziwa pokonał absolutnie. Ernesto począł jeść i pić. Cóż za wino! Jakaż kawa! Co za likier!
Wina wypił sporo. Był syty. Czuł się znakomicie i począł nic sobie nie robić z trzech «burżujów», których miał napodorędziu. W pewnej chwili, gdy przydługo milczał, Zinaida zagadnęła go:
— O czemże to pan tak uparcie myśli?
— Myślę, — rzekł w sposób porozumiewawczy, — że ja, w istocie, bardzo nędznie mieszkam, jem, piję, śpię i wogóle pędzę żywot.
— Ach, to dobrze, że pan o tem myśli! — zawołała ze szczerą radością.
— I cóż mi przyjdzie z myśli...
— To już początek. Dobry początek! A co zagramy? Ci trzej panowie pójdą sobie na cygara i papierosy, a my sprobujemy. Może się uda... Dobrze?
— Bardzo dobrze!
Fosca znalazł się znowu obok fortepianu. Wydobył skrzypce z futerału. Gdy je teraz miał w ręku, poczuł pewność siebie i męstwo. Nareszcie odeszło od niego zestrachanie i skostniałość. Jakże doskonałe było życie, którego tutaj zakosztował!
Pani Zinaida usiadła przy fortepianie. Wyszukała wśród masy nut Apassionatę Beethovena i rozłożyła ją na pulpicie. Poczęła próbować. Fosca nastroił skrzypce i powiódł smyczkiem po strunach. Jego włosy o fioletowym połysku przewiał teraz jakowyś wiatr radosny i porywczy. Posłyszał swe doskonałe dźwięki, swe tony, chłoszczące nerwy, zachwyt wyrywające z leniwego ciała. Szczęśliwie, nieomylnie poniosła się melodya boskiego