Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 049.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

postokroć i napoiła się jego krwią, wylaną aż do kropli ostatniej ze wszystkich jego żył. Połamała mu raz, drugi, trzeci i dziesiąty sprężyste golenie i silne przedramiona, rozdarła gardziel, wyrwała z niej i przepłoszyła piękne, bujne piosenki, któremi chwalił rozkosz bytowania...

Doktór Zenon, jak wiadomo, mieszkał w tej samej części miasta, co rodzice zabitego Antosia. Niezależnie od prośby skauta, jemu to, jako lekarzowi, wypadało iść z zawiadomieniem o wypadku do domostwa tych ludzi. Ale doktór zatrwożył się w sobie. Nie miał siły być posłańcem do tych dwojga od ich Antosia. Tchórzowsko tedy, nie patrząc w stronę małego domu niewidomego sąsiada, wrócił do swego mieszkania i zajął się swemi sprawami. Tego dnia i następnych dni nie spoglądał w tamtą stronę. Nie patrzał nawet na zachód słońca, gdy zorza rozpościerała się zwolna między dwoma wzgórzami.
Ale na trzeci, czy na czwarty dzień, przypadkowo wyjrzawszy oknem, zobaczył jednak ślepego człowieka i jego żonę. W tych samych ubraniach, tylko czarnemi paskami krepy przybranych, szli skądsiś do domu. Żona prowadziła pod ramię niewidomego. On szedł, jak zawsze wyprostowany, sztywny, uroczysty, zimny. Jej twarzy, — na szczęście, — nie było widać pod gęstym, czarnym z krepy woalem. Patrząc na nich, doktór myślał:
— Dowiadujecie się, sieroty, prawdy o rzeczach zewnętrznych, o Bogu i swojej własnej istocie. Tak, tak! Takie oto są kamienie naszej drogi...