Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 047.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ludzkich i utrwalić w zewnętrzności, byłby to najwyraźniejszy dokument bytowania ducha wiecznego.
W liście było zaproszenie na nabożeństwo.
Wkrótce potem nadeszła pierwsza po zgonie rocznica urodzin zgasłego. I oto znowu starsi i młodsi koledzy, jakby odwdzięczając się za pierwsze nabożeństwo, które nie z ich inicyatywy zostało odprawione, zamówili «swoją» mszę żałobną.
Pewnego dnia ktoś znowu rano zastukał do drzwi doktora Zenona, a gdy on sam je otworzył, zastał na progu znowu Antosia, syna ślepego sąsiada. Jak za pierwszym razem, tak samo teraz skaut z tym samym cudnym uśmiechem podał doktorowi list z zaproszeniem na nabożeństwo.

Mało-wiele upłynęło czasu od tych nicnieznaczących i nicniemówiących wypadków, — od brzmienia tonu organów i ponurego w nich śpiewu, w którym się słowo Boga straszliwego objawia.
Pewnego dnia, brnąc swemi codziennemi ścieżkami od chorego do chorego, doktór Zenon zaskoczony został wpół drogi przez młodzieńca w skautowskim przyodziewku, poszarpanym i poplamionym. Drżąc, szlochając, plącząc jedne rzeczy z drugiemi, zdrożony i blady ów chłopiec zawiadamiał, iż wiezie na wozie, wynajętym w górach, zwłoki kolegi, który spadł ze szczytu w Tatrach podczas wycieczki paru skautów. Kolega zabitego nie miał odwagi zawiadomić rodziców. Pytał doktora, jak to zrobić? Tembardziej, że ojciec ofary jest ślepy... Doktór Zenon zachwiał się na nogach. Po-