Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 044.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gospodarza, uboższa w tym względzie od psa Dunaja, uboższa, niż wszystkie pszczoły, trzmiele, muchy i osy. Był to ojciec Antosia. Na ciasnym ganku niskiego domu siedział godzinami, z twarzą zwróconą w stronę łąki, nieruchomy i niemy, jak gdyby właśnie pogrążony we wzrokową kontemplacyę kwiatów i traw ogrojca. Któż wie? Może słyszał, jak barwy wysmukłych dzwonków powstają? Może rodzenie się i kształtowanie cudokrzewów, których kielichy pisane są barwami niebios i zorzy porannej, rozpoznawał i uczuwał nozdrzami! Może niewiadomym zmysłem, który pociemku w ciele swem wyszukał, urobił, wydoskonalił, zdołał docierać z odległości do zapachów, w dzieciństwie swem, za szczęśliwych dni jasnowidzenia, na łonie duszy wypiastowanych?
Pod małą wystawą dachu zawsze obok ojca kręcił się Antoś w nieodstępnem towarzystwie Dunaja. Doktór Zenon nie słyszał z odległości rozmów ojca i syna. Dolatywały do niego tylko szczątki wyrazów i niewyraźne dźwięki. Antoś coś tam ojcu opisywał, w trawach wskazywał miejsce, ostrożnie i delikatnie stąpając, by ani jednej trawy nie zmaścić. Dotykał w gąszczach centuryi, w smugach smółek jakowychś łodyg i liści.
Gdy mżył majowy, ciepły deszczyk, przepuszczony jakoby przez gęste na wyżynach sito, Antoś w krótkiej pelerynie i Dunaj z wysoko podkręconym ogonem brodzili miedzą w dalekich okolicach łąki. Skaut poprawiał brzozowe witki kołków, podtrzymujące prostackie żerdzie płotka. Przepuszczał zassane wody w pewnych rowkach, odprowadzających wilgoć do głównego rowu.