Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 042.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wynikł groźny pożar i że on go właśnie dzielnie tłumi. Gdy szedł do szkoły, przestrzeń znikała mu z pod podkutych obcasów i podeszew, nabitych gwoździami, tak raptownie, iż szybkości jego kroków sam Dunaj żadną miarą nadążyć nie mógł. Nieraz doktór Zenon słyszał okrzyk matki Antosia, witający powracającego ze sprawunkami: — Już jesteś! Dopiero wyszedł, już jest z powrotem! Moje dziecko, nie łachaj tak, przecież buty...
Następowały wymowne apostrofy co do butów, strasznych cen zelówek, zestawienia cen dawniejszych i nowych, i tym podobne litanie mizeryi ludzkiej. Mało to wszakże skutkowało. Buty w istocie łachały się na mniemanych brukach podmiejskich w sposób złowieszczy. Sprawność i sprężystość Antosia nadewszystko ujawniała się podczas zbiórek zastępu skautowskich «wilków», do którego należała niemal cała jego klasa.
W jesieni, w zimie, wczesną wiosną, nim właściciel łąki obwieścił, że nie wolno dreptać wiosennej murawy, na tej małej przestrzeni odbywały się harce, manewry, parady, rewie, defilady, tudzież zwyczajne, pozafrontowe skoki, tańce, łamańce, gonitwy i igrzyska tego grona młodzieży. Mogło się wówczas zdawać, że jesienna gruda, albo miazga jałowa w przedwiośnie spłachetka gruntu z łona swego wyrzuciła nagle zastęp szczególnych kwiatów. Kapelusze z dużemi rondami, zielone chustki na szyjach, wielobarwne wstążki u ramion, bronzowe ubrania i jasne laski migały w oczach widza, jak wielobarwna kwietna rabata. Oczy widza cofały się pod powieki, albowiem w tym zespole nie mógł dopatrzyć się swojego kwiatu. Niegdyś hasał tu, jako naj-