Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 041.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzymywaniu sobie towarzystwa. Doktór Zenon Ł., nie spoglądając na zegar, mógł oznaczyć godzinę, skoro zobaczył Dunaja, wystającego na drodze, węszącego z przejęciem powietrze, z niecierpliwem ziewaniem, przestępywaniem z nogi na nogę, a nie bez zawziętego drapania ziemi pazurami. Znaczyło to, że Antoś już w podskokach nadciąga na obiad, że tam już gdzieś w oddali, na kamieniach podmiejskiej drogi zgrzytają jego buty, grubo podkute gwoździami. Rodzina niewidomego sąsiada nie mogła sobie pozwolić na luksus utrzymywania służącej. Całą pracę domową, w kuchni i mieszkalnych pokoikach, spełniała matka Antosia, przy czynnej i wydatnej jego pomocy. Ten duży, tęgi, muskularny, doskonale zbudowany i znakomicie wygimnastykowany młokos nosił wodę do kuchni, rąbał drwa, zamiatał pokoje, odgarniał w zimie śnieg, czyścił ubrania i buty, skrobał kartofle i biegał z koszem po sprawunki do sklepów. Nieraz przyszło mu przełknąć gorzką drwinę z ust młodych pokojówek i kucharek, wśród śmiechu za nim rzuconą, gdy gnał do magla ze stosem bielizny, albo pchał na wózeczku worek z kartoflami. Puszczał to jednak mimo uszu, jak zresztą wiele innych ludzkich opinii. Był to Antoś śpiewający. Wszystko robił śpiewając i podskakując. Możnaby powiedzieć, że ten młody człowiek pędził życie w prysiudy, a wszelkie czynności życiowe traktował, jako nieuniknione przerwy między jedną piosenką a drugą. Te rozmaite śpiewanki zdawały się nosić go po świecie, jak skrzydła noszą ptaka. Wszystko załatwiał z wiatrem w przegony. Gdy z wiadrami, pełnemi wody ze studni sąsiada, pędził poprzez łączkę, zdawaćby się było mogło, że w kuchni jego rodziców