Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 202.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i seł, bo mie tu tak mierzi, co jakbyś ogniem piók — ale te nogi nie dadzom!“
Toz to potem umarł — hej!
W opowiadaniu tem widać właściwie tylko jedną stronę jego życia: owe sposoby, jakiemi się wydobywał z niewoli. Ale pięćdziesiąt lat przebytych na halach, w samotności lub z towarzyszami zbójnikami, a ciągłej walce z naturą, z ludźmi, ze zwierzętami, cóż za niezliczona moc nadzwyczajnych wydarzeń i obrazów! Trzeba sobie wyobrazić te wszystkie zasadzki, z których się nań czaili hajducy, żeby złapać jako zbója; Orawcy czy Spiżacy, żeby się mścić za krzywdy; leśniczowie, by w łeb mu strzelić, jako kłusownikowi; te spotkania z niedźwiedziami i wilkami, i zimę na niedostępnych wyżynach, zawalonych górami śniegu, których nie śmiał przestąpić, żeby nie zostawić śladów, po którychby go mogli tropić. Trzeba wyobrazić sobie tę samotność i pustkę, żeby zrozumieć całą nadzwyczajność natury ludzkiej, która to wytrzymała, która obsaczona przez wszystko i przez wszystkich, zdołała znieść głód, mróz, kije, rany, przełamać kraty, przeskoczyć mury, zwalczyć siłą, odwagą lub przebiegłością wszelkich nieprzyjaciół, — przetrzymać przez pół wieku nieustanny bój o istnienie, i dopiero zwyciężona przez starość, przez własną niemoc, poddała się i wróciła na śmierć w ciasne szranki zwykłego życia.
Mieli też oni nadzwyczajne przymioty rasowe, które i dziś są jeszcze cechą górali, a bez których istnienie takiego Myśliwca i wielu jemu podobnych byłoby całkiem niemożliwe.
Lotny umysł, łatwość orientowania się w położeniu i szybkość postanowienia, przebiegłość dzikich zwierząt i inteligencyą ludzi ras wyższych, a przytem zdolność wytworzenia w danej chwili takiego natężenia siły nerwowej, która ich nosiła prawie po powietrzu, bez względu na odżywianie się; zdrowie i wytrzymałość organizmu — były przytem zdumiewające. Zresztą, kto przetrzymał dzieciństwo w takich warunkach, w jakich i dziś żyją dzieci górali, kto wyrósł na chłopa, ten był jak najtęższe, jedyne ziarno wysiane z korca; takiego już byle co zmódz nie zdołało.
Flintę raz rozerwało Sabale w garści i kawał żelaza się wbił „pod pulsowom zyłe“. Poszedł z tem do miasta, do doktora; ten oglądnął, powiedział, że nic niema, dał opatrunek na ranę i to się zagoiło. Ale po kilku miesiącach koło łokcia zrobił się guz — „wypukło telo jak pięść, i ta rana sie otworzyła. Juźci zytnie ciasto z jajkiem na te rane przykła-