Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 157.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle, na tle błękitów i opałów staje komiczna figura w serdaku na długim paltocie, w obwisłych, wlokących się spodniach. Zdejmuje kapelusz, kłania się, uśmiecha się z odcieniem pokory, strachu i chęci przypodobania się, defiluje przed całą bandą w ciągłych umizgach i znika, jak widmo, zostawiając za sobą trochę znajomego w dolinach zapachu.
Zkąd się tu wziął ten Żydek? Z kim przyszedł? za kim poszedł? Nikt nie wie.
Trywialne, fantastyczne widmo, które w tejże chwili zaludniło Zawrat całemi tłumami myszuresów, handlarzy, warchołem małomiasteczkowym, brudami, smrodem, kwestyą żydowską...
Zewsząd przez czyste otchłanie powietrzne zlatywały się brudne „cienie“ i obsiadały wyobraźnię.
Ten grzeczny Żydek przyszedł tu, jak „cień nieprzyjaciela“, który się zjawia w Walenrodzie, „aby krew mieszać w puhary wesela...“

∗                              ∗

Nareszcie zaczynamy się staczać z Zawratu, poprzedzani przez szal pomarańczowy, który dla wielu z naszych towarzyszy staje się pobudką do nadzwyczajnych skoków w dół, bez względu na ścieżkę, prowadzącą z góry łagodnemi spadkami w zakosy.
Napróżno dowódzca wyprawy klnie i woła, napróżno kamienie, wyruszane uderzeniem obcasów, pędzą za nimi w szalonych susach: lekkomyślni młodzieńcy w pewnym wieku staczają się między rumowisko skalne,