Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 117.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odetchnął Jędrek, puścił skamieniałego ze strachu barana, i opędzał się owcom popłoszonym, które tuliły się do niego.
Orzeł, ryś, niedźwiedź, a dawniej i wilki biły statek po halach. Tylko kiedy orzeł napada zdala od szałasu, rzuca się na jagnięta, — niedźwiedź przychodzi na szałasisko we dnie, czy w nocy, to mu ta nic nie płaci, nabije moc statku, jedno zje, a dziesięć popsuje, i mało dba o wrzaski i groźby owczarzy, którzy zresztą sami chronią się po szopach i szałasach. Wie on, że flinty są na szałasie rzadkością, i porywa bezkarnie jałówki, które zjada na lotku, nie mówiąc o owcach, które unosi, bo mu to telo stoi, coby gałązkę smrecyny dopadł. Raz w halach pod Muraniem, pasterze spędzili owce i krowy do szopy, sami ukryli się na wyżce, zaparli kołem drzwi, ale niedźwiedź, jako to niebardzo słaby, kolik, którym szopa była zamknięta, wyłamał, nabił jałówek, opił się krwie, najadł mięsa i poszedł, oblizując się, w las na borówki.

niedźwiedź na szałasisku.
Czasem konia dopadnie; porywa pod łopatki za żebra, jak mu się