Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 084.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



III.

Zasypany głazami potok ledwo szemrał; źródliska sączące się z boków góry, rozlewały się wśród kamieni, zacierając wszelki ślad drogi, zawalonej świerkami, które koronami na dół leżały w bezładzie na całem stromem zboczu; wielkie wykroty wznosiły się jedne nad drugie, obdarte, zastrzępione korzeniami, na których zwisały płaty mchów i darni.
Dolina rozsrzerzała się w głębi w szeroką, zieloną polanę, otoczoną wałem kamiennym. Jałowe, puste, żwirowate jej ściany, najeżone dziwacznemi piórami i bulkami skalnemi, nurzały się w mgłach szarych, które jak powała wisiały u góry. Pomimo szałasów pasterskich pusto tu było, bezładnie i odludnie; we mgle tylko, czy gdzieś ponad nią jęczały wielkie dzwony krów i brząkały dzwonki owiec. Blade, rozproszone, przesiane przez mgłę światło, przypominało trupie światło zabielonych szyb więziennych.
Zwróciliśmy się w prawo, w las świerkowy, i idąc ciągle w górę, wydostaliśmy się na niewielką polanę, otoczoną czarnym lasem, ponad którym wznosiły się nawisłe, ciemne, poszarpane turnie jakiegoś niedalekiego wirchu. Na lewo zielona trawiasta wyniosłość słała się do stóp szarych, pokruszonych turni, i kryła się w ciemnych, jeżących się do okoła świerkach. Przed dziurawym, okopconym i zawalonym gnojem szałasem stało niewielkie, stare człeczątko, brudne, czarne, z długim, ociekłym tłuszczem włosem, krzywe i kulawe, ze złemi małemi oczkami.
— Niech będzie pochwalony.
— Niechże będzie, a kaz ta idom? Nie do dziury? hę?
— Nie, idziemy ta i idziemy, ostańcie z Bogiem.
— Niech Bóg prowadzi! — odpowiedział, i wyjąwszy z gęby krótki, ogryziony cybuszek, z lubością wąchał ofiarowane sobie cygaro.