Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 016.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Antałek piwa, herbata z kotlika, parę kawałków chleba z szynką, kilka pierników; bardzo licha wódka, — tak licha, że nawet krakowskie „Starka żmudzka, Demetrykow à Kowna“, lub „Litewka, Kunderewicz à Vilna“, wydałyby się przy niej specyałem, — oto wszystko, nie licząc cienkiego wina i przedhistorycznych zrazów lub combrów, pochodzących od niewiadomo jakich zwierząt.
Lecz mniejsza o to! Jedziemy dalej.
Koło Kalwaryi Zebrzydowskiej bieg kolei staje się tak krętym, że z tego przejazdu zostaje wspomnienie jakiegoś snu błędnego i bajecznego.
Klasztor i całe mnóstwo kaplic, kapliczek i kościołków tańczą wokoło, a stercząca z czarnego lasu, jak ząb spróchniały, ruina Lanckorońskiego zamku, razem z górą, zabiega nam drogę, ucieka z prawej lub lewej strony, zostaje z tyłu i znowu pędzi przed nami.
Na stokach wzgórz sosna z pod ciemnej kopuły igliwia wygina żółte nagie gałęzie; czernieją świerki; buk wyciąga białe i pokręcone ramiona trzymające pęki jaskrawo-zielonego liścia. Wsie kryją się w jarach, chaty tulą się do ścian parowów, czepiają się pochyłych brzeżków i zwisają nad bielącemi się w dolinach potokami.
Góry, wśród których wije się tor kolei, raz rozbiegają się zdala od niego, otwierając dalsze widnokręgi, to znowu zbliżając, się, zacieśniają dolinę, której dnem pędzi dygocący zdyszany pociąg i połyskująca wśród kamieni i zarośli rzeka.
Ktoś z jadących mówi: — „Babia góra!“ — wszyscy rzucają się do okien, i widzą jakąś mieszaninę chmur, podartych smugami deszczu, z siniejącą pod niemi podstawą szerokiego kopca.
Pociąg idzie coraz prędzej.
W Suchej potrącamy o liście wspaniałej alei z kasztanów, i prawie ocieramy się o mury wielkiego, jasnego pałacu, patrzącego na nas dwoma piętrami łukowatych galeryj, biegnących dokoła dziedzińca.
Przypomina to tendencyjne powieści z przed lat kilkunastu, w których mężny i poetyczny inżynier przyjeżdżał na lokomotywie przez sam środek łóżka dumnego hrabiego lub księcia i... oświadczał się o rękę jego córki.
— „Chabówka! Drei Minuten! Trzy minuty!“ — woła konduktor, urywając ostatnie sylaby i otwierając drzwiczki wagonów.
Ledwie uspokoiły się ostatnie drgania wstrzymanych nagle osi i ucichł zgrzyt buforów i łańcuchów, już z całego pociągu zaczęły się sypać kosze