Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 263.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ujrzał w sobie coś, czego dawniej nie widział, mogiłkę krecią — tak, tam gdzieś w podziemiu minował pracowicie wytrwały, cierpliwy kret... Strzeż się kreta! krzyczało w nim — bacz pilnie, bacz!
— Autor! Autor!
Przez jedną chwilę nie wiedział, co się stało.
Oślepiało go nagle światło widowni. Spojrzał. Cała publiczność stała — wrzeszczała, biła z wszystkich sił brawa — jakby się dostał do domu waryatów...
Drzwi loży się otworzyły, wpadł zziajany dyrektor, schwycił go za rękę:
— Chodź pan, chodź czemprędzej, publiczność szaleje, musi się pan pokazać — niebywały sukces — zwycięstwo na całej linii...
— Aha — a więc niby zwyciężyłem — uśmiechnął się.
Uczuł lekki zawrót głowy, ale nagle się szarpnął i pewnym krokiem szedł, a raczej biegł za dyrektorem, który go ciągnął przez mroczne korytarze — prowadzące z couloiru na scenę.
Mistrzu! wołano po drodze, i chwytano go za ręce...
— Psiakrew! pomyślał — już się mistrzem stałem — przez pół godziny.
Całkiem oprzytomniał na scenie.
Kłaniał się poważnie, bo przypomniał sobie