Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 175.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Powiedz tylko, rozpoczął Zieleniak po chwili, dlaczego ten bałwan Bielecki całkiem już tu nie przychodzi?
— Bielecki? Boi się pewno, żebyś rubla od niego nie pożyczył.
Nazwisko Bieleckiego zgalwanizowało cały stół. Gajecki, który przed chwilą jeszcze drzemał od nadmiernego wyczerpania, otworzył nagle oczy, i ziewnął ostentacyjnie.
— Obmierzłe bydlę, rzucił przez zęby, zrobił na nas majątek, bo podobno nas wszystkich sportretował, okradł nas, bo to wszystko, cośmy mu opowiadali, jak najhaniebniej zużył, nasze myśli, nasze przeżycia oblał swoim marnym sosem, dostał za to pieniądze, a teraz od nas stroni.
— A tak! — tak! wtrącił Żbik — jego właściwego nazwiska nikt nie wiedział — tajemnicza to jakaś sprawa z tymi dramatami; niejedno dałoby się o tem powiedzieć, a, jeżeli nie powiedzieć, to w każdym razie na podstawie pewnych przesłanek skombinować, pewne wnioski wyciągnąć, coś: tego, owego, co niezbyt czystą woń roznosi...
Rozejrzał się z tajemniczą miną naokoło.
— Tak, istotnie, Gajecki rozruszył się — Bielecki ma przyczyny, dla których nas unika — teraz nieprzyjemnie tu nas spotykać. Każdy z nas może mu w oczy powiedzieć: Słuchaj