Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dawno już z sobą żyjecie?
— Już parę miesięcy.
— No i...?
— Z początku było to dosyć ciekawe, nawet z pewnym zapałem urządzałem z nią dość niebezpieczne eksperymenty. Na jej duszy, jak na żelatynie, uprawiałem czystą kulturę rozmaitych bacilów. Świetnie, nadspodziewanie się przyjmowały, przy szczepieniu nie było nawet poważnej reakcyi — przeciwnie, pacyentka zdawała się czuć doskonale: jednem słowem, pod względem t. zw. zdeprawowanej kultury duchowej daleko już postąpiła. Była już na najlepszej drodze ku onym szczytom, na których człowiek tronuje bez praw, bez obowiązków, panuje autokratycznie nad ludźmi, czyli, jak to fałszywie wyrażają, wyzyskuje, niszczy i ich kosztem żyje, uważa ich za pionków, którymi posuwa w tę lub ową stronę, niezależnie od tego, czy ich na stracenie prowadzi lub nie. Dochodziła już zwolna do wyzwolenia swego Ja z ohydnych kajdan moralności, sumienia, idyotycznej sercowości, a no, już wiesz — tobie chyba tego wszystkiego tłómaczyć nie potrzebuję. — A tu nagle, dyabli wiedzą, co się stało — przyszedł gwałtowny »choc« wstecz. Cała moja praca na nic.
— Możeś zbyt pośpiesznie pracował?
— Może być, że użyłem zbyt gwałtownych