Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 057.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Machnął ręką, popatrzył na nią uważnie i uśmiechnął się dobrotliwie.
— Raz ci jeszcze powiadam: jesteś bez winy, a gdybym był Chrystusem, rozpiętym na krzyżu, tobym ci powiedział: dziś jeszcze będziesz ze mną w raju.
Wstał, podszedł do kelnera, zapłacił i wyszli.
— Dokąd cię teraz odprowadzić.
Przystanęła.
— Chcesz mnie się pozbyć — mówiła cicho, niewyraźnie, jakby do siebie mówiła — przyczepiłam się do ciebie, a ty mną gardzisz... ha, ha!... jakbyś nie miał gardzić tą, którą nawet taki Bielecki ścierką nazywa — ha, ha, ha!... Idź, idź — zostaw mnie w spokoju — rzucił mi znowu ze swego królewskiego stołu ochłap dobroci — bym się nim udławiła — a potem idzie — idzie...
Górski wziął ją za rękę.
— Słuchaj — rzekł surowo i z jakąś straszną powagą — teraz nadchodzi chwila, w której muszę być sam. Rozumiesz?
Jakby się ocknęła, patrzyła na niego, jakby go teraz dopiero ujrzała.
Spojrzenia ich zwarły się nierozerwalnie.
— To ty... ty... — dławiło ją pytanie, którego ze siebie wykrztusić nie mogła.
— Tak!
Objęła go oburącz: