Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Aha! pamiętam, Łucya. No i cóż z tego?
Szerzej jeszcze rozwarły się jej oczy.
— Cóż z tego? Prawda — prawda... — zachwiała się — pan rzucił mi ochłap swej dobroci pod nogi, a dla mnie była to królewska uczta, którą rok cały żyłam.
Nagle urwała.
Górski przetarł czoło.
— Prawda — teraz sobie dobrze przypominam... a, a... muszę panią prosić o przebaczenie — tak, w istocie, prosiła mnie pani wtedy, byś mogła raz po raz do mnie zachodzić...
— Chodziłam, chodziłam, jak pies warowałam u progu drzwi pańskich, ale drzwi były dla mnie zamknięte, na drzwiach pańskich wiecznie ta sama kartka: wyjechałem! A przecież pan był w domu — widziałam pana w oknie — pan mnie nie widział, nie chciał widzieć...
— Byłem chory, pani wybaczy, ale czem teraz mogę pani służyć?
— Spotkałam teraz pana na ulicy i szłam za panem zdala, nie chcąc być natrętną...
Górski zamyślił się nagle. Stał długo, patrzył na nią, nie widząc jej, to znowu w dół, jakby czegoś szukał — wreszcie po długiej chwili zdawało mu się, że chce coś powiedzieć, ale się znowu zamyślił.