Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Mocny człowiek 033.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale już go nie męczył, dusza jego cała jeszcze była spowita płomienną wizyą śmierci, cała jeszcze upojona boskim tryumfem panowania nad życiem, jakie tylko śmierć daje.
Pasek krwi ściekał mu z kącików ust. Odruchem otarł usta, spojrzał bezwiednie na chusteczkę i uśmiechnął się.
— Jakie to życie głupie! — pomyślał — takiem błazeństwem, jak chorobą, chce człowieka odstraszyć od tak świętej, rozkosznej, moc i panowanie dającej śmierci.
Ha, ha, ha!... Tod, wo ist dein Stachel? — różą mistyczną jesteś, arką przymierza pomiędzy Bogiem we mnie, a Bogiem poza mną. Lękał się mnie i opętał mnie kajdanami życia, a ja je teraz rozerwę i przekroczę próg, poza który mnie wygnał, i, potężniejszy od niego, z tronu go zwalę, by doskonalszy twór i doskonalsze światy do życia powołać.
Dźwignął się nagle z łóżka, uczuł świadomość nieznanych, nigdy nie przeczuwanych sił w sobie, stanął wyprężony na środku pokoju i obejrzał się dokoła.
Oczy jego padły na biurko i na stosy papierów.
Uśmiechnął się z pogardą.
O, głupie, błazeńskie życie! — tem więc musiał je sobie wypełniać — on, w którego mocy leżało, by za chwilę stać się Bogiem; obracał