Strona:PL Schulz - Sanatorium pod klepsydrą.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kach, obwąchując się jak zwierzęta, dokonywaliśmy po ciemku i szeptem zwykłych tranzakcji. Nigdy nie zapomnę tych błogich godzin przedrannych w szkole, podczas gdy za szybami robił się powoli świt.

Nastała wreszcie pora wichrów jesiennych. Owe-

249