Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 213.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyglądała jak w dniu końca świata, a ogłuszeni straszliwym wrzaskiem ludzie porozumiewali się na migi. Wówczas sadowił się na szczycie pala, chwiejącego się od ciągłych uderzeń w palisadę, i tam w świetle pochodni, z rozwianą, płową czupryną wyglądał jak młody szatanek. Kiedy hałas przycichał, rzucał pracującemu w pocie czoła Kala Nagowi słowa zachęty, tonące za moment w huku strzałów, świście powrozów i trzeszczeniu ścian.
Mail, mail Kala Nag! (Prędzej, ruszaj się, Czarny Wężu). Dant do! (Kolnijno go, a dobrze!) Somalo! Somalo! (Powoli!) Maro! Mar! (Daj mu po łbie!) Przyciśnij go do ściany! Arre! Arre! Hai! Jaj! Kiaaa!
Wykrzykiwał tak, gdy tymczasem przyjaciel jego uganiał się po całej kedda za opornym dzikusem, a starzy, doświadczeni łowcy spoglądali z życzliwym uśmiechem na tkwiącego u szczytu słupa malca.
Ale nie poprzestawał na tem. Pewnego razu skoczył do środka, prześliznął się pomiędzy słońmi i, pochwyciwszy koniec sznura, podał go poganiaczowi, który silił się daremnie na spętanie młodego słonia. Wiadomo, że z młodemi słońmi jest zawsze więcej, niż ze staremi zachodu. Spostrzegł go Kala Nag i, objąwszy trąbą, podał Grubemu Tumajowi, który, wymierzywszy synowi kilka porządnych klapsów, posadził go z powrotem na palisadzie.
Na drugi dzień zgromił go: