Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 144.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kich jeno chwilach, gdy rozbłyskało słońce, jawiły się barwy świetne, wabiące oko.
Podczas największego rozgwaru wydała pani Foczycha na świat synka, nazwanego Kotikiem. Miał on taki sam jak inne malcy kształt głowy, tenże grzbiet, tak samo blado-niebieskie, mdłe oczy, ale sierść jego kolorem swym zwróciła uwagę matki.
— Łowco morski! — zawołała, przyjrzawszy się starannie noworodkowi — Syn nasz będzie biały!
— Do stu tysięcy fur zgniłych porostów i pustych małżowin! — ryknął mąż — Jak świat światem, nie było jeszcze białej foki!
— Bardzo mi przykro, — zauważyła matka — ale właśnie cud ten nastąpił i niema rady!
Powiedziawszy to, zaśpiewała nowonarodzonemu prastarą melodję, nuconą wszystkim młodym foczętom od początku świata.

Przed sześciu tygodniami nie waż się po fali,
Bo gdy zwiśniesz w dół głową, nic cię nie ocali,
A fokożerca rekin, lub potwal, o dziecię,
Pożre cię, zanim zaznasz co to żyć na świecie!

Pełno wszędy zasadzek, przeto zważaj pilnie!
Niech instynkt przyrodzony wiedzie cię niemylnie,
Aż pozyskawszy siły, na sine bezdroża
Popłyniesz, wolna foka, wśród wolnego morza.


Oczywiście nie rozumiał tego wszystkiego zrazu malec, pluskający się przy matce. Wiedział jednak