Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyrostek, pośród ludzi chowany, ani marzyćby nie mógł o zdjęciu skóry z olbrzymiego tygrysa, ale Mauli wiedział dobrze, na czem się trzyma i jak z nią postępować trzeba. Mimo wszystko, praca to była bardzo uciążliwa. Mauli mordował się już dobrą godzinę, przecinając, ciągnąc i pocąc się tęgo, a wilki siedziały z wywieszonemi ozorami, pomagając czasem, kiedy nie mógł sam dać rady. Nagle uczuł czyjąś dłoń na swem ramieniu i, spojrzawszy, ujrzał Buldea ze strzelbą na ramieniu. Chłopcy rozpowiedzieli o szalonej gonitwie bawołów, przeto Buldeo wybrał się, by go ukarać za niedbałe pilnowanie trzody. Wilki skryły się na widok człowieka.
— Cóż to za głupstwa ci się trzymają? — zawołał gniewnie — Sądzisz, że zdołasz ściągnąć skórę z tygrysa?... Bawoły go widać zabiły!... Ho... ho... jest to właśnie ów kulawy tygrys, za którego skórę wyznaczono sto rupij nagrody. No... no... przebaczę ci tym razem... nie zostaniesz ukarany za rozpuszczenie stada, a nawet dostaniesz ode mnie jedną rupję, skoro wrócę z Kaniwary, dokąd odniosę skórę.
Dobył z szerokiego pasa krzesiwo i hubkę, pochylił się i chciał opalić tygrysowi wąsy. Zwyczaju tego przestrzegają myśliwi Indyj, wierząc, że chroni ich to od prześladowania upiora zabitego zwierzęcia.
— A to ciekawe! — mówił jakby do siebie Mauli, odrywając skórę z jednej łapy — Chcesz zanieść skórę do Kaniwary, dostać za nią nagrodę, a nawet mnie dać