Strona:PL Rudyard Kipling-Księga dżungli 118.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lśniącem kwieciem. Czekał tam nań już Brat szary, a włos mu się jeżył na grzbiecie od wojowniczego zapału.
— Przez cały miesiąc krył się, chcąc uśpić twą czujność, — rzekł Brat szary porywczo — ale zeszłej nocy przebiegł przez pola uprawne wraz z Tabakim i badał twój trop.
Mauli zasępił się nagle.
— Poradzę sobie z pasiastym kuternogą, ale ten śmierdzący Tabaki, to przebiegła kanalja!
— Niema sobie zeń co robić! — odrzekł Brat szary, oblizując się zlekka — Widziałem się z Tabakim o wschodzie słońca i powiedziałem mu parę słów, a on teraz rozmawia z sępami. Nimeśmy się rozstali, zagrożony połamaniem kości, wyznał mi, że Shere Khan zamierza czatować na ciebie dziś wieczorem przy samej palisadzie wsi, a tymczasem odpoczywa, śpiąc w wielkim wąwozie, pozostałym po dawnem łożysku Wajgungi.
— Czy jadł dziś co, czy zamierza polować na czczo? — spytał Mauli, zdając sobie sprawę, że od tej sprawy zależy życie, lub śmierć jego.
— O świcie upolował dzika, a napił się także. Wszakże ten żarłok nie może się powstrzymać nawet wówczas, gdy idzie o zemstę.
— Głupiec! Straszny głupiec z niego! To marne szczenię jadło tedy i piło i myśli, że ja będę czekał, aż się wyśpi. Więc leży w wąwozie? Szkoda, że niema tu z dziesięciu waszych wilków, wytropilibyśmy go