Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 380.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i rozsnuwał wszystkie pasma swojego życia, obnażał się przed samym sobą, przyglądał się nagiej duszy swojej. To go uspokoiło zupełnie, ale i przeniknęło mu serce dziwnym smutkiem, który już w nim pozostał.
Poszedł spać i spał bardzo długo; obudził się zupełnie rzeźwy i zdecydowany do schwytania się za bary z losem, do walki, ale zaraz na wstępie uderzył się o pierwszą zaporę.
Moryc oświadczył wśród najczulszych zapewnień przyjaźni, że cofa swój wkład i kapitały, że już zrobił zastrzeżenie w Towarzystwie asekuracyjnem.
— Rozumiem cię, urządziłeś się sprytnie, aby mnie zgubić, ale czy myślisz, że ci się uda, że ja nie powstanę?
— Ty jesteś rozżalony, nie wiesz co mówisz, krzywdzisz mnie posądzeniami. Ja się cofam, bo nie mogę trzymać pieniędzy w martwym interesie, ty dasz sobie radę i bezemnie, a ja muszę żyć, robię interes z teściem, mnie zaraz potrzeba gotówki!
Zaczął mu z wielką skwapliwością opowiadać swoje interesy, które go zmuszają do tego wycofania się ze spółki, tłumaczył się gorąco, rzucił mu się w końcu na szyję.
— Karol, ty nie patrz tak na mnie, ja cię kocham jak brata, mnie aż serce boli, kiedy myślę nad twojemi stratami, mnie cię tak żal, tak chciałbym pomódz ci czemkolwiek, że chociaż mi to na nic, kupiłbym od ciebie te place po fabryce i te resztki, jakie zostały. Ty wiesz jakie ja mam serce dla przyjaciół. Zapłaciłym gotówką, pożyczyłbym, a zapłacił zaraz, miałbyś z czem zaczynać.
Karol oburzony tym projektem, otworzył mu drzwi.