Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 264.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Grünszpan patrzył na niego długo, obliczająco, Regina również, tylko Grosman uśmiechnął się z powątpiewaniem.
— Dlaczego nie, interes jest do zrobienia — powiedział stary zimno.
— Przyszedłem właśnie w tym celu.
— Możesz iść do Meli i rozmówić się.
— Potrzebuję wpierw z panem pomówić.
— Mnie już coś Bernsztajnowa o tem mówiła. Wiesz, co ci Mela powie?
— Jeszcze nie wiem, ale chcę wpierw słyszeć co pan mi powie...
— Zaraz... zaraz...
Pożegnał Reginę, uścisnął rękę Grosmanowi, odprowadził ich do sieni i powrócił.
— Landau może słyszeć...
Usiadł na krześle, założył nogę na nogę i bawił się długim złotym łańcuszkiem od zegarka.
Moryc skupiał myśli, gryzł gałkę laski, gładził brodę, wciskał binokle i namyślał się, w jaki sposób kwestyę posagu postawić, ale w końcu rzekł otwarcie i prosto:
— Co pan dajesz Meli?
— Co pan masz?
— Mogę panu jutro przedstawić pasywa i aktywa swojego interesu i akt spółki, jaką zawarliśmy dzisiaj z Grosglückiem. Ja nie potrzebuję pana oszukiwać. Moje interesy są murowane, moja gotówka nie jest z asekuracyi trochę zakwestyonowanej przez sędziego śledczego — powiedział umyślnie z silnym naciskiem. — Niech pan powie swoje słowo...
— Co pan masz? Powiedz pan cyfrę, jutro możemy sprawdzić...