Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 263.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwadzieścia najwyżej! — szepnął cynicznie Grosman, patrząc na teścia.
— Mądre słowo powiedziałeś Albert! Damy mu całe dwadzieścia! No, dosyć z tą sprawą. Musimy mówić o odbudowaniu. Ty już Albert nie wrócisz do tej budy. Ja zrobiłem wielki plan. Kupi się plac od Wilczka i w połączeniu z moją fabryką wybudujemy sobie wielki akcyjny interes pod firmą Grünszpan, Grosman i S-ka. Mój adwokat już się zajmuje stroną prawną, a mój budowniczy ma za tydzień złożyć szczegółowe plany. Ja długo myślałem o tym interesie, teraz jest dobra pora. Kilkunastu kapcanów dyabli wzięli, to jest miejsce po nich. Poco mamy posyłać do apretury? żeby inny zarabiali na nas! My będziemy mieli swoją apreturę. Poco mamy kupować przędzę? Wybudujemy przędzalnie, będzie na tem dwadzieścia pięć procent. Zrobimy sobie fabrykę kompletną, ze wszystkiemi wykończalniami. Spróbójemy się trochę z Meyerem. Ja myślałem o tem jeszcze przed twojem nieszczęściem, Albert, ale kiedy się ono stało, to nam pomoże trochę.
Opowiadał szczegółowo plany przyszłego akcyjnego Towarzystwa.
Regina wzruszona i porwana rzuciła się ojcu na szyję.
Moryc również był olśniony projektem i w myśli prawie już dodawał do dwóch nazwisk firmy, swoje trzecie.
— Ale o tem jeszcze ani słowa. Niech się sprawa Alberta wpierw skończy. Moryc, ty nie powiesz przecież, boś ty nasz.
— Chciałbym być bliższym jeszcze — odpowiedział poważnie.