Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 243.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko mi jedno, niech je pan całuje, niech się pan upija jak Bum-Bum.
— A więc żegnam Kamę na zawsze — zawołał patetycznie i wyszedł.
Patrzyła srogo za nim, z kamienną obojętnością słuchała zamykania drzwi, ale gdy usłyszała, że już schodzi po schodach, zrobiło się jej strasznie żal, że może już naprawdę nie przyjdzie.
Wyjrzała oknem, widziała jak przechodził na drugą stronę Spacerowej i znikał w bocznej uliczce, wtedy ciężko upadła na kanapkę, przycisnęła Picola do piersi i wybuchnęła.
— Picolo mój jedyny, jaka ja jestem nieszczęśliwa!
Ale nie mogła płakać, przejrzała się w lustrze, poprawiła rozwichrzoną czuprynę, krokiem poważnym poszła do ciotki, wzięła ją za rękę i z tajemniczą twarzą przyprowadziła do saloniku, a rzucając się jej na szyję, zawołała tragicznie:
— Już się stało! Już się nigdy nie zobaczymy z Hornem! Ciociu, jaka ja strasznie jestem nieszczęśliwa!
Ale zobaczywszy, że ciotka nie okazuje zbytniego zainteresowania, odsunęła się i zapytała boleśnie, z wyrzutem:
— I ciocia nawet nie płacze?
— Cóż to znowu za bziki?
— Panno Kamo, czy dzisiaj dostanę buzi na do widzenia — wołał Moryc, uchylając drzwi z przedpokoju.
— Picolo pana pocałuje! — zawołała, rzucając się z psem do niego, ale Moryc nie czekał i wyszedł.
Na ulicy znowu zaczął się ociągać i zwlekać z pójściem do Grosglücka; zaczął przypominać sobie, czy