Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 2 094.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o tem i uśmiechał się z rezygnacyą trochę sztuczną; Maks zaś odczuwał głęboko, zwalał winę na niego i oburzał się bardzo szczerze.
Dwunasta już dochodziła, gdy Borowiecki opuścił fabrykę i poszedł przez długi ogród, ciągnący się z tyłu do drugiej ulicy, gdzie stał wielki parterowy dom, również przebudowywany do gruntu z wielkim pośpiechem, bo za kilka tygodni miała się sprowadzić Anka z panem Adamem.
Mieszkał tymczasowo na facyatce, w jednym pokoju, żeby być bliżej fabryki, przebrał się już, gdy fabryki zaczęły gwizdać na południe.
Przeczytał raz jeszcze list Lucy, która naznaczała mu spotkanie w parku Helenowskim, przy grocie, na czwartą godzinę po południu.
— Mam już tego dosyć — myślał, drąc list na strzępy.
I rzeczywiście miał już tego dosyć; już mu się sprzykrzyły i te schadzki tajemnicze, codziennie gdzieindziej i wybuchy zazdrości i nawet jej wielka miłość nudziła go, bo była mu zupełnie obojętną i zabierała mu wiele czasu tak potrzebnego dla fabryki.
Nieraz, wśród pozornego rozszalenia w jej ramionach, wśród pocałunków i uścisków namiętnych, w takich momentach, w których widział, że nietylko go ubóstwia, nietylko kocha, ale że wprost przepadała w tej miłości, szukał sposobów zerwania i to go irytowało coraz silniej, że ona nie nastręczała mu powodów.
Stołował się u Baumów, ponieważ było blizko od fabryki, ale nie poszedł teraz przez ogród i swoje place, tylko wyszedł na ulicę, na której stał pałac Müllerów,