Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 421.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nad miastem zadymionem, pełnem łoskotu fabryk, a ciszy na pustych ulicach.
Fabryki grały nieustannym rytmem pracy.
Bucholc podniósł się wreszcie i poszedł do domu, ale z takiem uczuciem bezsilności wobec tych olbrzymich gmachów, wobec tych maszyn potężnych, wobec sił tego kolosalnego życia fabryki, że wlókł się ledwie i jeszcze z parku spoglądał z zawiścią bezwiedną na czerwone, olbrzymie gmachy błyskające oknami.
Nie wracało mu jednak zdrowie pomimo cudownych środków Hamersteina, codziennie czuł się gorzej, mało sypiał i noce przepędzał nieraz na fotelu, obawiając się iść do łóżka, bo coraz częściej myślał, że skoro się położy umrzeć musi, coraz częściej, obawa śmierci ściskała go strasznym spazmem głuchej męki, coraz częściej bał się nocy i samotności ale nie chciał się jeszcze przyznać do tego nawet przed samym sobą i walczył całą potężną swoją wolą z niemocą.
Apatya bezmyślna i ciężka przenikała go coraz silniej.
Nie chciał się już niczem zajmować, nudziło go wszystko i wszystko przestało nawet interesować.
Siedział godzinami bez ruchu w kantorze, gdzie Borowiecki załatwiał wszystkie sprawy i bezmyślnym wzrokiem tonął w drganiach drzew chwiejących się za oknem i zapominał gdzie jest, na co patrzy; to znowu budził się, odzyskiwał świadomość i wtedy wlókł się do fabryki, zbliżał się do ludzi, pragnął ruchu dookoła, ludzi, życia, którego się czepiał bezwiednie, z rozpaczą topielca, czepiającego się oślizgłych a stromych brzegów.
W sobotę, w dzień zapowiedzianego przyjazdu