Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 350.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fał pospiesznie w głąb i siłą powstrzymywał wyrazy cisnące się na usta.
— Cóż twoja fabryka? — zapytał po pewnym czasie Kurowski.
— Sprawy stoją tak, jak ci objaśniałem w ostatnim liście. Za tydzień Moryc przyjedzie to się zabierzemy do roboty.
— Zapomniałem ci powiedzieć, że widziałem pannę Ankę w Warszawie.
— Nie wiedziałem nawet, że miała tam być.
— Po cóż się opowiadać miała! Chcesz, żeby się dla panien świat kończył na narzeczonych?
— Zdawało mi się, że powinien się kończyć na narzeczonych właśnie.
— Jeśli nie mają kochanków. A dlaczegóż to ty na tem nie poprzestajesz?
— Zabawne pytanie? Jesteś wyznawcą idei Bjersterna-Biörnsona. Wątpię, czy się to podoba twojej kochance.
— Aaa! — zaczął ziewać — mówimy o rzeczach, które mnie nic a nic nie obchodzą.
— Dzisiaj.
— Może i przez jutro jeszcze — zakończył niedbale dzwoniąc na garsona, któremu polecił nie puszczać dzisiaj nikogo do siebie i przynieść kolacyjną kartę.
Karol przeciągał się ociężale i położył głowę na grzbiecie fotelu.
— Może kazać wnieść łóżko, co?
— Dziękuję ci, pójdę zaraz do domu. Jestem strasznie znużony i taka wstrętna apatya obwinęła mnie, że się czuję coraz bezsilniejszym.