Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 331.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mela nie zwracała uwagi na jego rozdrażnienie, bo to co powiedział, zatopiło jej serce w dziwnie rozkosznem cieple.
Siedziała z przymkniętemi oczami i wciągając silną woń hyacyntów, szeptała, upojona wielką radością i szczęściem:
— Więc to jest prawda?
Ale jej radość przerwały grzmiące brawa, jakiemi ogólnie zasypywano dyalogistów, gdy skończyli.
— Très joli, mon cher Bernard! — wykrzykiwała jeszcze Cohnowa, wycierając załzawione oczy i mokrą od tłuszczów twarz, do Bernarda, który przechodził obok niej.
— Ona mówi francuzczyzną krowy hiszpańskiej — szepnął do Trawińskiej, która szukała oczami męża.
Uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi.
— Może państwo zechcą nie opuszczać swoich miejsc, co? — mówił podniesionym głosem Endelman.
Jakoż i zaraz lokaje wynieśli pod okno sztalugi i ustawili je w świetle, a na znak Endelmanowej odkryli zasłonę.
— Proszę państwa do obrazu! do nowego arcydzieła! proszę oglądać! Panie Endelman, każ pan podnieść story.
Skupili się wprost płótna uwieńczonego wieńcem laurowym, z którego wychylała się scena morska Kraya; kilka nimf odpoczywało na skale, wynurzającej się z pod błękitnych cichych wód jakiejś południowej zatoki.
Magnoliowe drzewa pokryte kwiatem, podobne do stożkowych bukietów, kładły różowy ton na szafiry wód, które z jakąś pieszczotą marszczyły się i biły w zielone skaliste brzegi.