Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 322.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Te chamy piją szampańskie jakby to było Münchenbier, co? — szepnął do Bernarda.
— Masz przecież jeszcze dosyć zapasów.
— Mam wino, ale oni nie mają wychowania, żeby tak pić, jakby to nic nie kosztowało!
— Paradny jesteś, muszę to w Łodzi opowiedzieć.
— Co? no, nie bądź głupi Bernard.
Ale Bernard nie słuchał i ze śmiechem opowiadał Róży, przy której usiadł.
— Panowie, damy się nudzą same! — wołał Endelman do młodzieży, zgromadzonej w bufecie, aby ją odciągnąć od picia, nikt się jednak nie ruszył.
Bernard sam jeden bawił panie, siedział na wprost Trawińskiej i rozmawiał z nią, wyrzucając co chwila takie zabawne paradoksy, że czerwona głowa Róży pochylała się aż ku kolanom, żeby stłumić śmiech, a Trawińska śmiała się swobodnie i z subtelnie pobłażliwym śmiechem z jego błazeństw, a szukała oczami męża, który teraz rozmawiał z Borowieckim pod Dyaną, tak żywo, że głosy ich chwilami słyszała.
Reszta towarzystwa nudziła się jak mogła.
Mada chodziła nieco senna i udawała, że się przygląda obrazom, a przysuwała się coraz bliżej do Borowieckiego.
Starsze panie drzemały w fotelikach lub skupione po buduarach opowiadały sobie nowiny, młodsze słuchały rozmowy Trawińskiej z Bernardem, i spoglądały ciężkim żałosnym wzrokiem w stronę bufetu, skąd huczały podniecane szampanem głosy mężów i ojców.
Zwolna nuda rozlewała się po salonie.
Patrzano na siebie obojętnie i jakby wrogo, jakby