Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 214.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stosowany do obecnej pory, to plus drugi; ale patrzę lepiej i nad bucikami rudzieją zwykłe, ordynarne fil de cosy; to mnie zmieszało, powinna była mieć jedwab — to minus podwójny!
— Pan pracował w damskim interesie? — przerwał mu roncznie.
— Nie, ale ja się znam na tych rzeczach, badałem je metodycznie, ja panie po sposobie ubrania, po szczegółach garderoby poznaję: kto? skąd? ile?
— Więc któż była owa piękność?
Nie powiedział mu, że z opisu poznał Zuckerową.
— Otóż, nie wiem, pierwszy raz zawiodła mnie metoda. Kapelusz i twarz miała kobiety z towarzystwa — milionerki; suknia osoby zamożnej — powozowa; fil de cosy — to znowu coś: nauczycielki, żony urzędnika małego kupca; spódniczka spodnia, bo to zobaczyłem, z żółtej glasy jedwabnej, w tanim gatunku — uszłaby, ale cóż, kiedy była ozdobiona bawełnianemi koronkami. Uważ dyrektor — bawełnianemi! — akcentował prawie ze zgrozą.
— Cóż to oznacza?
— Tandetę, panie, trotuarową facetkę, a w najlepszym razie wystrojonego parzygnata. To mnie dobiło. Nie przedstawia już dla mnie żadnego interesu. Obejrzałem ją po raz ostatni, musiała się obrazić, bo opuściła suknię w błoto i przeszła na drugą stronę ulicy.
— No i pan za nią znowu poszedłeś?
— Nie, panie, nie warto było. Gdybym się mylił w poprzedniej ocenie, to to spuszczenie sukni i zamiatanie nią błota, samo już wystarczyło, aby mnie prze-