Strona:PL Reymont-Ziemia obiecana. T. 1 083.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że jak się upijesz, wyrzucę cię do dyabła, słyszysz co mówię?
— Słyszę, panie dyrektorze, słyszę, aha, niby pan Moryc — bełkotał, napróżno starając się znaleźć równowagę.
— Kto ci zbił pysk? Wyglądasz jak świnia.
— Mnie kto zbił pysk? mnie, prze... pana dyrektora, nikt zbił pysk, mnie nikt nie może zbić pysk, bo ja bym prze... pana dyrektora gnaty połamał, morde zbiuł i byłoby fertig, na glanc... cholera.
Borowiecki widząc, że z pijanym się niedogada, przyniósł karafkę z wodą, przytrzymał go jedną ręką i wszystką wodę wylał mu na głowę.
Mateusz się kręcił i wyrywał, ale otrzeźwiał nieco i obcierając rękawami twarz posinioną, zalaną krwią, patrzył ogłupiałymi oczyma.
— Był pan Moryc? — pytał cierpliwie dalej.
— Był.
— Gdzie pojechał?
— Odwiózł niby tę małą, czarną i miał być w Grandzie.
To znaczyło w Grand Hotelu.
— Kto tutaj był?
— Różne państwo było, był pan Bein, pan Hertz i inne jeszcze żydy. Ja z Agatą od pana inżyniera gotowaliśmy kolacyę.
— I upiłeś się jak świnia ostatnia; któż cię tak pobił?
— Nikt mnie nie bił.
Pomacał się bezwiednie po twarzy i głowie i syknął z bólu.
— A skąd-że masz te dziury we łbie, co?