Strona:PL Paweł Sapieha-Podróż na wschód Azyi 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Napół żywi od fetoru i obrzydzenia, wychodzimy z tej trupiarni. Wszystkie papierosy razem nie wystarczą, by zatrzeć tę fatalną i zwłaszcza dla nosa przykrą wizytę.


Na pokładzie Hekaty, w drodze do Singapore, 19 stycznia.


Wszystko ma niestety swój koniec, więc i nasz pobyt w Syamie się skończy; nadszedł dzień wyjazdu. Od rana szalone uganianie po domu, Chińczyki się straszliwie zwijają; każdy z nas niesie po dwie czy trzy paki i paczki rzeczy kupionych; ja przytem mam przyjemność nieść kilkaset dolarów w srebrze, w worku płóciennym, jak mi je w banku wypłacono; sama ta moneta waży niesłychanie. Nasz stateczek przybija do parowca »Hekate«, który ma nas zawieźć do Singapore. Hekate należy do kompanii dwóch oceanów O. and O. S. S. Co. Kompania amerykańska, statki liche wogóle; ten gorszy od innych; kapitan Niemiec. Po drabinie sznurowej wspinamy się na wierzch; pożegnanie nader czułe z naszym poczciwym Phya-Smuth, mniej czułe z konsulem honorowym, który przez czas naszego pobytu faktycznie schudł. W chwili, kiedy mamy odpływać, sygnał już dany do wyciągania kotwicy, przypomina sobie Phya, że jeszcze nasza prowizya lodu nie przyjechała. Krzyk, gwałt; stój! Czekamy dobrą chwilę; przyjeżdża lód, bez którego egzystencya niemożliwa. Z lodem przyjechała na nasze szczęście i baterya sodowej wody. Ruszamy; po raz ostatni: good bay Phyi, po raz ostatni pokłon ślicznej praczedyi świątyni Czang — i wszystko z oczu znika. Po paru godzinach jesteśmy na pełnem morzu. Tu dopiero, gdy miano podać obiad, przypomina sobie kapitan, że ma na statku całej parady jedną butelkę wina czerwonego, a mięsa prawie nic! Dlaczego taki brak prowizyi? — bo się nie spodziewał mieć pasażerów. Więc na środku morza stajemy; gdzieś tam hen w oddali, ma stać drugi statek, od niego weźmiemy mięsa i wina, jeżeli ma. Podróż do Singapore trwa 3—4 dni, jeżeli wszystko dobrze idzie, ładna więc perspektywa. Przez ten czas co kapitan wysyła za mięsem, my czółenkiem