Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 329.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakie silne drzewo zakorzeni się głęboko, to jeszcze nie tak zadziwia, ale nawet słaba paproć, ta najzwyczajniejsza leśna paproć, której wszędzie pełno po europejskich lasach, rozrasta się tutaj doskonale i zakorzenia się wcale nieźle. Bardzo mnie zadziwia, że tutaj takie mnóstwo paproci różnych gatunków, wszak ona lubi cień i wilgoć, a tu na suchem zupełnie miejscu, w ziemi twardej jak kamień, w porze suchej, nie mając wcale deszczu, rośnie doskonale i znosi skwar słoneczny, jak gdyby nigdy nic jej to nie szkodziło; prawda, że w cieniu i gdzie jest nieco wilgoci, np. w jakim jarze lub szczelinie skały jest ona rozkoszniejsza, ale i na pełnem słońcu wcale nie źle rośnie. Tłumaczę to sobie tylko tem, że u Pana Boga niema nic niepodobnego. Jeżeli mi się uda, to ślicznie może wyglądać całość, jak budowa będzie ukończoną, bo wiele upiększeń może być zrobionych z roślinności. Jest tu oprócz tego kilka rodzai drobnych ptaszków, nieco mniejszych od wróbli, które nie śpiewają wprawdzie jak słowik, ale szczebiocząc po swojemu, nieco rozweselają.

Bardzo często, kiedy układałem w myśli plany i projekta, co i jak urządzić, żeby moim biedakom osłodzić, ile się da, ten żywot doczesny i zarazem pociągać ich do Boga na każdem kroku przez rzeczy zewnętrzne (bo, jak Ojcu wiadomo, moi czarni asceci nie są wcale zdolni do kontemplacyi i co nie podpada pod zmysły, to już nie dla nich), mimowolnie całość staje mi przed oczyma, tak, jak gdyby wszystko było już ukończone i urządzone. Wtedy dwie rzeczy bardzo jasno mi się przedstawiają, t. j. ciężkość grzechu i miłosierdzie Boże. Ciężkość i szkarada grzechu przedstawia mi się w sprzeczności jaką spostrzegam, kiedy myślą patrzę na ukończone i zamieszkane schronisko, drzewa, kwiaty, ptaszki, owady i t. d. — wszystko to