Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 264.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i cukierki, dodając przytem, że to też się je. Jednemu z chorych, który mnie pomaga we wszystkiem (Rafał, bardzo poczciwy człowiek, ten co na fotografii »podział ryżu« trzyma kubek w ręku), poleciłem zając się podziałem. Dzięki Bogu, podział szczęśliwie się odbył, z czego byłem bardzo kontent. Nie ubliżając bowiem moim pacyentom, powiem otwarcie, że nieraz w podobnych razach musiałem ich zburczeć, bo nie zawsze uda się im zachować zimną krew. Póki spokój, to się nie mięszam, ale jak się tylko zaczną nieco gorączkować i Rafał nie może sobie dać rady, wtedy spieszę zaraz na pomoc, żeby czasem który z nich nie wyraził namacalnie swego niezadowolenia, fotografując swoją rękę na twarzy tego, z którym się posprzeczał, jak się to już raz rok temu zdarzyło. Otwarcie piszę, że raz w rok, bo spodziewam się, że Ojciec nie będzie miał przez to złego wyobrażenia o moich poczciwych pisklętach. W Europie między cywilizowanymi białymi takie wypadki wcale nie rzadkie, cóż więc dziwnego, że czarny, na pół dziki jeszcze Malgasz da w papę drugiemu kiedy się rozgniewa. Po skończonym podziale można było doskonale ubawić się patrząc, jak stare dzieci cieszyły się i delektowały słodyczami, które dla nich przysłano z »tego dalekiego kraju, co leży za tem wielkiem morzem.« Ile tam było podziwiania umiejętności wazaha, którzy potrafią takie dobre rzeczy robić, ile obwąchiwania, lizania, klaskania językiem, opatrywania na wszystkie strony i t. p., to i opisać trudno. O malcach to już i mówić niema co. Szkoda tylko, że to tak daleko i że te dzieci, co przysłały słodycze, nie mogły same patrzeć na delektujących się czarnych gastronomów, bo miałyby niezłą rozrywkę. Małym dzieciom rozdałem sukienki i kapelusze przysłane. Łatwo mogłaby się była wkraść zazdrość, bo te