Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 261.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wracają i przynoszą mnie list od moich biedaków prawie zawsze takiej mniej więcej treści: »modlimy się ustawicznie za ciebie, nie opuściłeś Tananariwy, a widzieć się z tobą nie możemy, tęskno nam za tobą; codzień zbieramy się w naszym kościele i prosimy Boga, żeby się tobą opiekował; niech cię Matka Najświętsza wspiera, nie zapominaj o swoich pisklętach, wracaj do nas prędzej« i t. p. Cieszyły mnie te listy i odpisywałem na nie, ale zarazem mocno odczuwałem nasze rozłączenie. Naprzykrzałem się ustawicznie Matce Najśw. i na duchu nie upadałem, bo choć moje modlitwy niewiele warte, ale poleciłem tę sprawę modlitwom drogich MM. Karmelitanek i dlatego byłem pewny, że one mnie wyproszą i miejsce odpowiednie i wodę dobrą i obfitą. Otóż tak się stało. W uroczystość św. Stanisława Kostki wzywa mnie O. Bardon, który bawił w jednym z posterunków misyjnych Arivonimamo (czytaj: Arivunimamu), odległej o 8 godzin drogi pieszo od Tananariwy, żebym obejrzał, czy się nie przyda miejsce w pobliżu Arivonimamo (to Arivonimamo — małe powiatowe miasteczko w powiecie tegoż nazwiska). Obejrzałem wskazaną miejscowość razem z O. Bardonem i jest, dzięki Bogu, wszystko co mnie potrzeba, a co najgłówniejsza, że wyżej od tej miejscowości bierze początek jedna z tutejszych rzek, a z tej rzeki woda idzie kanałem, przeprowadzonym przez sam środek miejsca, na którem mam zamiar budować. Ta ziemia należy do rządu; O. Bardon był u administratora i prosił go o darowanie tej ziemi (500 hektarów) dla chorych. Administrator odpowiedział, że 500 hektarów to bagatela i radził O. Bardonowi, żeby wziął całą płaszczyznę, a oprócz tego obiecał dać budulec potrzeby i wapno, wszystko naturalnie bezpłatnie. Kiedym tu usłyszał, tak się poczułem uszczęśliwiony, że tylko wy-