Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 207.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dlatego proszę, żeby Ojciec był łaskaw umieścić to, co tu piszę, w swoich »Missyach«, żeby to posłużyło za ogólną jakby odpowiedź dla wszystkich ciekawych, co się dzieje z pieniędzmi dawanemi dla moich trędowatych.
Rzecz ma się tak: na wybudowanie trzeba mnie 150.000 fr., jałmużna, dzięki Bogu, nadchodzi ale bardzo powoli, dlatego, że, jak Ojcu wiadomo, dają przeważnie ludzie nie majętni, lecz ubodzy, którzy wiele dać nie mogą; bardzo bogaci, z małymi wyjątkami, wogóle nic nie dają, a jeśli co dali, to tak jakby pro forma tylko, bo tak szczupło, że każdy z uboższych daleko więcej przysłał. Rzecz zatem jasna, że choć już trochę uzbierało się, jednak do potrzebnej sumy jeszcze bardzo daleko. Budować częściowo nie mogę, t. j. wybudować trochę na umieszczenie przypuśćmy jakich 50 chorych na razie, żeby potem w miarę tego jak będzie przybywać jałmużna, dobudować resztę. Bardzo byłbym kontent, gdyby tak się dało zrobić, ale nie można, bo: 1) mam nie 50, ale przeszło 100 chorych, więc gdybym wziął tylko 50 do nowego schroniska, co zrobić z resztą, kto będzie się nimi opiekował, kiedy ja jestem tylko sam jeden do tego? 2) wybudować część i zostawić to niezamieszkałe, to nim resztaby się dokończyła, zepsułyby deszcze po części, a resztę roznieśliby złodzieje i trzebaby było naprawiać i odbudowywać zamiast dobudować dalej; 3) wybudowawszy część zająć to co wybudowane, to znaczy tyle, co dać za wygranę z dalszą budową, bo żaden robotnik nie chce pracować tam, gdzie są trędowaci; 4) wystawiwszy wszystko, trzeba mieć zapewnione przynajmniej na 2 lub 3 miesiące utrzymanie, naprzód jak dla chorych, tak dla tych, co będą do ich obsługi, boć niepodobna przecież zamknąć biedaków w porządnym