Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 118.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się nie trzyma. W dzień przybycia X. Biskupa, wszyscy właściciele nowej bielizny wystroili się w nią już od samego rana, a kiedy wyszli na powitanie X. Biskupa, to bielizna już była więcej popielata, niż biała. Łatwo to można wytłumaczyć tem, że galowy strój przywdziany był od samego rana, a X. Biskup przybył dopiero około 11 godziny, więc było dość czasu do przemienienia białego koloru na popielaty. Tegoż samego dnia galowy strój wieczorem przestał już być galowym, bo jak koszule, tak spodnie, były prawie zupełnie czarne. Niekoniecznie w tem wina dzieci, bo to biedactwo ani o stołach, ani o ławkach i wyobrażenia nie ma. Jedzą, śpią, siedzą, zawsze na gołej ziemi; a że chaty ich bez kominów i pieców, więc po całej chacie popiół rozsypany przez chodzenie i wiatr, trudno zatem białego odzienia nie powalać, a zwłaszcza dzieciom. Gdy Najśw. Panna pozwoli, że już będzie schronisko, mam wielką nadzieję, że ochędóstwo będzie lepiej zachowane, tymczasem muszę przez palce patrzeć na wszystko.
Najbardziej ubawił X. Biskupa jeden z malców (na fotografii »dzieci trędowate« siedzi ten malutki we drzwiach na progu), który nie mógł dać sobie rady z garderobą — koszulka na niego za wielka, spodnie również za obszerne; i jedno i drugie przy chodzeniu zaczęło go opuszczać, dzieciak koszulę podwinął pod pachy, spodnie trzymał rękoma pod brodą prawie i tak stojąc przed X. Biskupem, i otworzywszy gębę jak mógł szeroko, patrzał mu prosto w oczy. Przy X. Biskupie to nie szło, ale po jego odejściu, chorzy też nie mało i nie bez hałasu naśmiali się z tego małego eleganta. Do chorych przemówił X. Biskup (przez tłumacza) prawdziwie jak ojciec do swoich dzieci, zwiedził potem wszystkie mieszkania, zachodząc do każdej izby