Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mimo to po dziś dzień nie wiem, jak się ten bąk nazywał, bo mi się nie przedstawił.

Oczekując listu od Ojca — polecam się jego łaskawym modlitwom.
P. S. Słyszałem, że kilku naszych chciałoby się dostać do trędowatych. To bardzo pięknie, ale teraz pytanie, czy to wszystko powołanie prawdziwe, czy tylko chwilowe zachcianki. Oby każdy z tych, co o tem myśli, posłuchał mojej rady i pierwej 10 razy dobrze rozważył wszystkie racye pro i contra, a dopiero potem prosił o missyę. Wierzajcie mi (a mówię to z doświadczenia własnego, nie z czyjegokolwiek opowiadania), że nie jest to rzecz tak łatwa, jakby się zdawało. Zachwycać się opisami »Missyj katolickich«, zwłaszcza jeżeli artykuł dobrze napisany, daleko łatwiej, niż samemu być osobą działającą. Niech Bóg biogosławi każdemu, coby się chciał poświęcić, bo przezto ściągnie błogosławieństwo Boże na naszą prowincyę.

Do Księdza K. N. w Chyrowie pisze O. Beyzym d. 21/6: »Listów moich nie obawiajcie się wcale, bo w środkach ostrożności jestem może zanadto uważny. Wstydby chyba było, gdybym ja przebywszy 11 lat w infirmeryi, miał nie wiedzieć, co i jak robić, żeby choroby nie przenieść do innych. Zresztą sumienie mam, choć tatarskie, ale dzięki Bogu uczciwe, i nie odważyłbym się narażać Was na niebezpieczeństwo. Jeżeli Pan Bóg zechce, żebym ja sam był trędowatym, wtedy przez kogo innego Was wszystkich pożegnam i pisywać przestanę zupełnie. Na razie jednak tak źle jeszcze nie jest, więc się nie obawiajcie, jak się nie obawiacie infirmarza obsługującego chorych na szkarlatynę lub inną zaraźliwą chorobę.«