Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 049.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

»To bardzo źle, że mój Ojciec nie jedzie, to mnie przykro; jedź mój Ojcze koniecznie i prędko wracaj, bo ja chciałbym koniecznie, żeby mi mój Ojciec przywiózł taki biały kapelusz, jaki noszą wszyscy wazá.« (U Malgaszów, każdy kto nie jest Malgaszem, a zwłaszcza każdy biały nazywa się wazahá — wymawia się wazá). Dostałem mu taki kapelusz w Tananariwie, i on nim teraz nacieszyć się nie może; cały dzień ma go na głowie; wielką mu się przyjemność sprawia, gdy mu się powie, że on ubrany zupełnie jak wazá; swoją drogą prócz kapelusza nic na sobie europejskiego niema, ale on na to nie zważa. Niejeden znowa często się myje, aby być bielszym i t. p. mają zachcianki...
Mam do Ojca małą prośbę, mianowicie: skoro który z naszych zdecyduje się wyjechać do Madagaskaru, niech mi przywiezie ze sobą trochę nasion pachnących kwiatów, np. lewkonij pełnych, rezedy, laków, kilka cebulek hyacyntów, białych lilij, także nieśmiertelników, pełnych astrów i t. p. Czy Ojciec uwierzy, że tu o takie kwiaty o wiele trudniej niż u was o egzotyczne rośliny. Ananasami i aloesami płoty wysadzają, a takich kwiatów niema, chociażby się doskonale udawały. Mnie koniecznie nasion potrzeba, bo nie mam czem zdobić kościoła, a powtóre moi biedacy cierpią od smrodu własnego gnijącego ciała, chociaż się znajdują na wolnem powietrzu. Chciałbym dla nich założyć ogródek kwiatowy, żeby im osłodzić choć trochę tę nędzę.
Teraz muszę Ojcu donieść o jednej rzeczy, którejby Ojciec może nie przypuszczał. Ja, samouk, nie umiejący wcale rysować, bom się nigdy nie uczył, ja, mogący zaledwie być za chłopaka u jakiego rzeźbiarza, i to jeszcze kto wie, czyby mnie przyjął, ja uchodzę tu za rzeźbiarza! Przyczyna tego bardzo prosta: na całym