Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 045.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Za krajem, a zwłaszcza za konwiktem ciągle bardzo mi tęskno, ciągle mi dzieciaki stoją przed oczyma. Chciałbym już módz pracować między moimi chorymi, cały kipię z niecierpliwości, a tu trzeba czekać. Jak się wszystko razem połączy i zacznie mi dokuczać na dobre, wtedy odmawiam modlitewkę Św. O. Ignacego »Suscipe Domine...« i to mnie uspokaja. Trudna rada, in patientia vestra possidebitis animas vestras — czekam, aż Matka Najświętsza zechce, żebym zaczął działać. Do chorych chodzę rzadko, bo mi to bardzo przykro. Gdy pójdę do nich, oni mnie obstąpią, każdy się żali na swe dolegliwości, a zwłaszcza na pożerające ich rany, a ja pomódz im w niczem nie mogę, bo nic a nic jeszcze nie mam. Skoro który tak się rozchoruje, że wstać nie może, to się z nim dzielę swoją porcyą. Wprawdzie on się tem nie obje, ale zawsze coś weźmie do ust, widzi przynajmniej współczucie, a więcej na razie nic nie mogę zrobić. Czasami i tego zrobić nie mogę, bo gdy takich chorych mam nie jednego ale kilku lub kilkunastu, to nie zanoszę im mej porcyi, bo nie byłoby czem obdzielić. Dać zaś jednemu a drugim nie, to jakoś nie idzie. Na obiad ma się tu trochę ryżu, albo parę jaj (jeżeli można dostać), albo kawałek chleba, który możnaby zjeść na śniadanie we W. Piątek, wcale nie naruszając postu, szklankę herbaty z takimże kawałkiem chleba; to są zwyczajne nasze obiady, tylko nie wszystko na jeden obiad lub kolacyę... Mam u siebie czarnego kuchmistrza, który potrafi ryż zgotować i sfabrykować rodzaj zupy z tutejszych ziół; więc się razem żywimy, czem Pan Bóg pozwala. Fundament jednak za łaską Bożą jest, t. j. mam herbatę, a gdy ta jest, to Tatarowi mało co więcej potrzeba. Mnie głównie chodzi o moich biednych chorych a nie o mnie. Co do chorych i schroniska mielibyśmy wiele