Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w »Missyach« nie dawać podpisu apostoł trędowatych, lub coś w tym rodzaju, jak Ojciec ma w zwyczaju. Te wszystkie fanaberye to nie dla mnie wcale. Jak Bóg pozwoli, że moje schronisko cokolwiek się podniesie, to Ojcu znowu napiszę...
Na fotografii ran lepiej oddać nie można, czy to wina nieumiejętności fotografa, czy też dlatego, że ciało tych biedaków czarne, tego już nie wiem, dość na tem, że zdejmował on nie w cieniu, ale na pełnem słońcu i mimo to nie udała się.
Do opóźnienia listu proszę i to jeszcze wziąść w rachubę, że tu tylko dwa razy na miesiąc odchodzi poczta do Europy i dwa razy przychodzi. Ta poczta nie idzie końmi, ani pociągiem, tylko niesie ją pieszy posłaniec aż do portu, a to nie kilometr, ani dwa, ale setki tych kilometrów drogi ścieżkami przez góry, przepaści, rzeki, błota i t. p., więc to prędko iść nie może. Nazywają wprawdzie Francuzi takiego posłańca, niosącego pocztę courrier, ale temu kuryerowi tak się nieraz musi spieszyć, jak mnie do tańca, zwłaszcza kiedy dzień gorący, a on w dodatku może głodny...
Kończę już moją bazgraninę i bardzo Ojca proszę o łaskawą pamięć w modlitwach jak za mnie, tak za moich biedaków, czekam choć na kilka słów odpowiedzi.
P. S. Niech Ojciec tylko nie myśli, że ja użalam się na moje mieszkanie, bynajmniej; żal mi bardzo moich biednych chorych i o nich tylko myślę, jak zaradzić tej ich nędzy i ulżyć im. Dla mnie mieszkanie za dobre nawet, spodziewałem się dostać jaką lepiankę w ziemi wykopaną, a nie pokój z oknem i drzwiami. Jak Bóg da, że się trochę uporam (z grubszego, jak to mówią), to Ojcu opiszę znowu, jakem się urządził.