Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 019.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

parę razy, wychlustała we wodzie, to jest wymachała nim jak szmatą jaką, potem wsadziła go do płótna, którem była owinięta i poszła swoją drogą. Dzieciak nie płakał wcale.
Jechałem II klasą, ale opowiadał mi jeden ksiądz, jadący I klasą, że u nich razu pewnego przy obiedzie była pocieszna komedyjka, mianowicie: podano na deser (bez którego Francuzi obejść się nie mogą) konfitury. Jakaś pani zaczęła brać ze słoika stołową łyżką; kiedy już pół słoika było na jej talerzu, a ona nabierać nie przestawała, oficer marynarki, siedzący naprzeciw niej, uśmiechnął się i bardzo grzecznie powiedział: »Jeżeli pani nie lubi konfitur, to można o co innego poprosić.« Wszyscy w śmiech, a ona poznała, że może w samej rzeczy wystarczy naraz porcyjka, którą nabrała.
Płynęliśmy szczęśliwie aż do Majungi (port na Madagaskarze). W Majundze kapitan dostaje rozkaz wysadzenia wszystkich jadących do Tamatawy, bo tam dżuma. Trudna rada, musiałem się więc z mojemi bagażami przenieść na brzeg (a miałem ich sporo, bo ksiądz Prowincyał posyłał przezemnie rozmaite rzeczy z Tuluzy dla naszej missyi). — Dziękowałem tylko Panu Bogu, że mi na sucho uszło, bo na okręcie wskutek wyziewów koralowych (okropnie śmierdzą) i gorąca, kiedyśmy stali na skale, wywiązał się plamisty tyfus. Jeden majtek umarł, a dwóch palaczy przy maszynie zostawiono w szpitalu zanguebarskim. Z Majungi niby parowcem, a właściwie jakąś zabawką, bo to maleństwo, mające tylko maszynę i pokład nad nią dla pasażerów, a bagaże były w łodzi, przywiązanej do tego parowca, popłynąłem rzeką Betsibuk do Malwatanany.
W Betsibuku mnóstwo kajmanów — roją się formalnie. Jeden zwłaszcza, z tych co widziałem, wcale