ca, pocieszanego jedynie miłością Jezusa Chrystusa. Lud, który rozumie życie wiary, bo wierzy, budował się widokiem pielgrzyma. Bóg tylko zna liczbę dusz nawróconych, lub w życiu religijném ożywionych samym widokiem tego ubogiego pielgrzyma, który przechodził pomiędzy ludźmi prawie nie widząc ich, zagłębiony w swej modlitwie wiekuistej. W Listopadzie 1770 r. stanął pierwszy raz w Loretto, potém udał się do Assyżu, następnie do Rzymu r. 1776. Zwiedził prawie wszystkie miejsca cudowne we Włoszech i w krajach sąsiednich: św. Jakóba grób w Kompostelli (w Hiszpanji), kościół N. M. P. w Einsiedeln (w Szwacarji), kilka miejsc w Niemczech i Francji, corocznie wracając do Loretto. Dusza jego coraz więcej w tych pielgrzymkach przejmowała się wielkiemi tajemnicami wiary i rozgrzewała miłością ku Bogu, przez rozmyślanie nad łaskami udzielonemi świętym Jego. Podróże takowe odbywał o żebranym chlebie, naśladując ubóstwo Jezusa Chrystusa. Wprawdzie mądrość tego świata może przeciw takiemu sposobowi życia różne czynić zarzuty, a nawet pozorować je chrześcjańskiemi zasadami; to jednak, w oczach prawdziwego wiernego, nic świętości błogosławionego Benedykta nie uwłacza. Pan Jezus mógł innym sposobem zaradzać potrzebom swoim, a przecież wolał żyć z jałmużny i z niej Apostołów swoich utrzymywać (cf. Joan. 12, 6.); a nawet im samym polecił żyć z darów dobrowolnych (Luc. 10, 8). W zamian zaś za jałmużnę doczesną, P. Jezus i Apostołowie dawali dary wieczne. Podobnież i bł. Benedykt L., powołany do wyższej świętości na świecie, aby był żywém wyrażeniem doskonałości chrześcjańskiej, mógł spokojném sumieniem żyć z jałmużny, bo ta nikogo nie ubożyła, jego uwalniała od troski o chleb doczesny, dawała mu możność doskonalenia się, a przez to wypłacania się stokrotnie swym chlebodawcom, już to przez dobry przykład, już przez modlitwę. Dodać jeszcze należy, że bł. Benedykt, choć żebrak, jałmużną swoją dzielił się z drugimi, bo sam, prowadząc bardzo umartwione życie, na utrzymanie ciała swego nader mało potrzebował. Od roku 1777 stale osiadł w Rzymie, prowadził tu ostre życie w najgłębszém ukryciu, nie będąc znanym przez nikogo, przez pierwsze trzy lata wyjąwszy jednego spowiednika. Dzień przepędzał w jednym z kościołów, noc zaś w starych ruinach, wśród głodu i zimna. W czwartym roku, jeden z żebraków ujrzawszy go bardzo chorym i do półowy zapuchłym, ulitował się nad nim i zaprowadził do domu pobożnego obywatela, nazwiskiem Mancini, który 12 żebrakom dawał u siebie mieszkanie. Bł. Benedykt taki sam żywot i tu prowadził, z tą różnicą, że noce, zamiast w starych ruinach i chłodzie, przepędzał w domu Manciniego; modlitwie zaś poświęcał cały dzień i większą część nocy, jak poprzednio; w południe zachodził do bramy jakiego klasztoru, żeby dostać żywność, żebrakom rozdawaną. Ubiór jego i cała powierzchowność przedstawiała najnędzniejszego żebraka: Benedykt był przedstawieniem Jezusa upokorzonego, naigrawanego i oplwanego. Przebył on drogę nadzwyczajnych boleści i wielkich upokorzeń. Naśladowanie Ukrzyżowanego i gorąca ku Niemu miłość wyryły na obliczu błogosławionego niejakie podobieństwo do tego typu Człowieka-Boga, jaki nam przechowała tradycja. Ale świętość żywota swojego starannie ukrywał. W ostatnich trzech latach życia swego, oprócz spowiednika, miał tylko kilka osób znających go w Rzymie i w Loretto. Dopiero z chwilą śmierci (16 Kwietnia 1783 r.) zaczęto od razu cześć mu oddawać. Dzie-