Strona:PL Niektóre poezye Andrzeja i Piotra Zbylitowskich 035.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy już sami żeglarze i sternik zwątpili
Żeby się byli kiedy do brzegu przybili.
W takim strachu, i w takiej trwodze byli oni,
Gwałtowną falą, wały, zewsząd ogarnioni:
Gdzie już żadnej nadzieje nie upatrowali
Inszej, tylko do Boga ustawnie wołali
O ratunek, żeby ich z tych niebezpieczności
Sam wybawił, i z onych srogich nawałności.
Przybiły i legatów do Karłowej skały
Okręt, i galer kilka w nocy morskie wały.
Tam kotwy zapuściwszy Bogu dziękowali,
Że się na ono miejsce gdzie i my dostali.
Tydzienieśmy czekali wiatru pogodnego
U skał onych, od brzega mila gotlandskiego.
Tej wyspy jest mil dziesięć wzdłuż, a naszerz kilko:
Wsi budowne, a miasto Wyzby jedno tylko.
Do którego z rozlicznych krain się zjeżdżali
Kupcy, którzy po kupie morzem żeglowali.
I tam był port przedniejszy, tam kraje północne
Swoje handle miewały; potem kiedy mocne
Gdańskie mury stanęły, tam się obróciły
Z lepszym zyskiem, a Wyzby dawne opuściły.
O tę wyspę na morzu wiedli srogie wojny
Król szwedzki z duńskim: potem Duńczyk niespokojny
Wygrał bitwę, i Gotland zaraz opanował,
Siła ludzi z obu stron Mars srogi popsował:
Bo jedni od straszliwej strzelby poginęli,
A drudzy w potłuczonych nawach potonęli.
Morze potem żałosne trupy wyrzuciło
Do skał Karłowych, gdzie ich moc po brzegach było,
I dziś tam smutnych mogił tuż nad morzem siła,
Których okrutna fala na on czas przybiła;
Ostatek srogie morskie bestye pożarły,
I między sobą twarde kry lodowe starły.
Gdyśmy już tydzień stali tam u skał Karłowych,
Znowu nawałność wstała od Akwilonowych
Zimnych krain, i kilka dni ustawnie trwała,
Natenczas się galera z piechotą urwała
W nocy, którą bałwany między się porwały,
I już prawie na zgubę onę przewracały,