Strona:PL Niektóre poezye Andrzeja i Piotra Zbylitowskich 021.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pomścij krzywdy tak wielkiej i tej zelżywości,
Żeby znali, w jakowej masz być uczciwości.
Nie zaraz Mars zezwolił na jej takie słowa,
Ale rzecze: Jeśli ma miejsce moja mowa
U ciebie siostro droga, niechciej mię przywodzić
Do tego, żebym ja miał teraz komu szkodzić;
Będzie czas inszy potem, gdy na mię wspomioną
W tem mieście, ofiary z powinnością oną
Będą mi czynić zwykłe; teraz niech dogodzę
Cnemu królowi, drodze jego nie przeszkodzę.
To Mars mówił, a ona tak mu się przykrzyła
Swą prożbą, aż nakoniec, gdy nie uprosiła
Nic u niego, wzruszona gniewem, z wysokiego
Obłoku się spuściła do miasta Gdańskiego.
Na jej przyjście po mieście stał się rozruch wielki
Przyczyny żaden nie wie, dziwuje się wszelki,
Tak swój jak cudzoziemiec. Bachus wartogłowy
Przymieszał się z Cyprydą do niej. Temi słowy
Rzecze zaraz Bellona: Pomóż mi statecznie
Cny Bache, a ja tobie przyrzekam bezpiecznie,
Że cię też nie opuszczę, gdy potrzeba będzie
Jakakolwiek, Bellona stanie z tobą wszędzie:
Zwadzę Polaki z Niemcy, którzy mną wygardzili,
I Marsowi mężnemu ofiar nie czynili.
Ledwie tego domawia, alić zamięszanie
Wielkie wszędzie po mieście, i z rusznic strzelanie.
W bębny biją, świecą się w ulicach dobyte
Miecze, szpady, oszczepy, i szable odkryte.
Bieżą Niemcy ze wszytkich miejsc i ulic, chciwi
Krwie ludzkiej, i Polakom z dawna nieżyczliwi.
Jako kiedy więc stado głodnych wilków wpadnie
W spokojną trzodę nagle, szkodę wielką snadnie
Uczynią, tak żołnierze i gmin popędliwy
Przypadł, i choć był który z mieszczanów życzliwy
Polakom (jakoż siła takich w mieście było),
Nie mógł pomódz, hamować mu się nie zdarzyło,
Bo żołnierze gniewliwi gdy kogo potkali
Z Polaków, bez litości siekli, zabijali.
Polacy też, choć wtenczas niewiele ich było
Z królem, jednak się im tam nie wszech źle zdarzyło: