Strona:PL Miciński - Xiądz Faust (low resolution).djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Miły, serdeczny ty mój, idziem na krawędź świata! Taki ty ksiądz, jak ja zakonnica! Damy sobie radę... ja wprawdzie nic nie umiem, ale ty wszystko. Moja matka zapisała mi na moje imię w banku — dużo... Jestem pełnoletnia. Najpierw wyruszymy na Bajkał, w step sybirski! na dromaderach przez Himalaje do Hindukusz... Tam nad jeziorem Szatanów wyczekamy burzy, modląc się do wszystkich Demonów, jacy z nas się narodzą... Nie chcesz?...
No, więc idylla... Pojedziemy na morza, gdzie kobiety nagie pływają między wielorybami... zakupimy wyspę z ludożercami i będziemy niemi rządzić, a ty ich nawrócisz... i zasiejemy łany słoneczników i nastawiamy cały las krzyżów.
Będzie ślicznie.
Nie chcesz? no, dajże mi się ucałować — jeśli nie ty, to mnie weźmie ktoś inny...
A tylko dwuch ludzi podoba mi się na świecie — ty i mój ojciec.
Poddaj się, forteca twoja ma zdrajcę, który roztworzył mi bramy twej duszy.
Tym zdrajcą jest wyobraźnia.
Ty umiesz dziwnie opowiadać, każdym słowem raniąc, przeorując i wyrzeźbiając cudze wnętrze —
I ty mnie zgubisz, jeśli mnie nie będziesz miłował... Broń mnie przed mym ojcem! —
— Pani Miro, uspokój się — chcesz, zagram ci na fisharmonjum tę pieśń Palestriny, którą on utworzył, gdy wrócił po latach i zastał narzeczoną na katafalku w kościele — wszedł na chór — i zaczął to grać... —
Ledwo rozległy się głębokie, rozpaczne tony modlitewnej pieśni, Mira zatańczyła jakiś haszyszowy tan — musiałem przerwać.