Strona:PL Marya Konopnicka-Poezye w nowym układzie V Z mojej księgi 176.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obok cichego, jasnego ogniska,
Dwoje chleb czarny jedliśmy z uśmiechem,
A szczęście nasze przestało być grzechem...
Aż wtem ją duchy złośliwe porwały
I uniosły precz, daleko odemnie!
Szedłem jej szukać... Boleścią zmartwiały,
Szedłem jej szukać, ale nadaremnie
Pytałem ludzi, obojętnych o nią...
Mężczyźni milczą, kobiety się płonią,
A druh mój blizki, com go miał za brata,
Rzekł mi: »Wybornie grasz rolę waryata«.

Roznamiętniony, zbolały i drżący
Budziłem ciszę nocną westchnieniami...
Aż wtem uczułem jej oddech gorący
Przy mojej twarzy... Ach! byliśmy sami!
Przybiegła, lekka, jak senne widziadła,
Dłoń na płonącej skroni mojej kładła,
Pieściła włosy, oczy całowała,
Tuląc się do mnie, różowa i biała...
Z główką schyloną, jak ptaszę co pije
Rosę, mówiła: »Och! jak mocno bije
Dla mnie to serce! Gdy byłeś daleki,
Tęskniłam!« — »Moja! och! moja na wieki!
Jak ty mnie dzisiaj uszczęśliwiasz, droga!«
I zamykałem w zachwycie powieki,
By znów sen taki uprosić u Boga.